Historia mojej lawendy

………zaczęła się ubiegłego lata od zbioru kwiatów na nasiona.

Minęły już 3 miesiące od wysiewu lawendy i zapewne jesteście ciekawi, jak rośnie. W marcu opublikowałam na FB   krótką informację ze zdjęciami pierwszych kiełków lawendy. Teraz już najwyższy czas rozsadzić małe roślinki, które z powodu nadmiernego zagęszczenia zbyt szybko rosną  w górę w poszukiwaniu światła. Stają się przez to bardzo wątłe  i kruche, a łodyżki łatwo się łamią. W takiej sytuacji cała operacja wymaga dużej delikatności. Każdą roślinkę trzeba przesadzić do oddzielnej doniczki, żeby miała więcej przestrzeni do  swobodnego  rozkrzewiania się i   wzmocnienia.  Cały rok zbieram małe doniczki po roślinach, pojemniki po jogurtach i śmietanie, a nawet wykorzystuję plastykowe kubeczki do zimnych napojów. Oczywiście każdy pojemnik musi mieć od spodu otwory, tak jak doniczka. Na dno każdego pojemnika wsypuję 3 centymetrową warstwę piasku, a na nią ziemię o bardziej zasadowym odczynie wymieszaną z piachem, ponieważ lawenda nie toleruje kwaśnych gleb, o czym trzeba pamiętać. Przygotowanie wymaga sporo pracy, ale tylko w takich warunkach możemy mieć pewność, że lawenda się przyjmie. Poza tym, jeśli lubi się pracę z roślinami, a w moim przypadku jest to pasja,  to zajęcie takie staje się przyjemnością. Oczyma wyobraźni widzę już moje lawendowe poletko, czuję jego zapach, słyszę muzykę tysiąca pszczół, które ciężko pracują, zbierając nektar z lawendowego kwiecia…  Jednak na tej wizji nie kończą się moje plany związane z lawendą. Mam ich więcej w zanadrzu, ale o tym póki co sza! Na ich realizacje przyjdzie jeszcze czas. Wtedy z pewnością podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami.             Dziś przepikowałam 516 roślinek, a pozostało jeszcze prawie drugie tyle.  Muszę dokupić ziemię i pojemniki, żeby móc kontynuować pracę. Teraz codzienne podlewanie i oczekiwanie na ponowne przyjęcie się roślinek. Oczywiście zawsze jakaś część odpada, ale jeśli wszystkie reguły gry są zachowane, to nie jest to jakaś znacząca liczba. A więc do zobaczenia za kilka tygodni, kiedy moje rozsady podrosną i zaczną swoim wyglądem przypominać lawendę, jaką znacie.

Mazurki Wielkanocne

Moje Święta Wielkanocne kojarzą się przede wszystkim ze słodkościami. Przygotowania trwały długo, bo już na tydzień przed Wielkanocą Mama wypiekała kruche spody z bardzo delikatnego ciasta i odkładała je na tace, deski w różne ustronne miejsca, przed łasuchami, jak mogę się domyślać. Potem powstawały rozliczne pomady, które jednego dnia kładziono na wcześniej przygotowane kruche spody. Smaki były rozmaite, a więc czekoladowe bakaliowe, z płatków owsianych, owocowe. Wykańczane były pomadą czyli lukrem, który ucierano ręcznie. Poza tym zawsze była baba drożdżowa i sernik, w różnych postaciach. ( pieczony, surowy, gotowany). Tradycja ta przetrwała i nadal w moim domu Wielkanoc to trochę więcej słodyczy. Wprawdzie ilości zmniejszyły się nieco, ale staram się, żeby było różnorodnie. Mazurki to podstawa! Dlatego chętnie podzielę się z Wami moimi wypróbowanymi przepisami, bo to rzeczywiście jest coś oryginalnego i wspaniale ozdobi każdy świąteczny stół.

Mam nadzieję, że tymi przepisami zachęcę Was do pracy i staniecie się fanami mazurków z wieloletnią tradycją. Bo, kto nie chciałby zabłysnąć swoim kunsztem kulinarnym? Przepisów jest wiele, na razie  tylko trzy na zachętę, ale inne przepisy mogę podać na życzenie. Piszcie, pytajcie, chętnie Wam pomogę. Nasze mazurki już na stole, no i próbujemy! Znad lamp, majtając nóżkami, spoglądają zazdrośnie na stół nasze kolorowe kurczaki, a za oknem widać naszego codziennego rezydenta – szaraka, który też komponuje się świątecznie. .

Ach ta wiosna…. w przyrodzie, w kolorach, w duszy, budzi nową energię i chęć do  działania!

Wesołych   Świąt   i  samych  wspaniałości!

Życzymy Wam Basia i Piotr