My o nas

Barbara

Odkąd sięgam pamięcią, moje życie, mentalnie zawsze związane było z wsią. Działo się tak dzięki opowieściom moich rodziców i babci, którzy urodzili się i dorastali na wsi w rodzinnych dworach, a kiedy po wojnie, wyrzuceni ze swoich domostw, zmuszeni byli przenieść się do miasta, pozostały im tylko tęsknota i wspomnienia tego, co kochali najbardziej. Te emocje przekazywali mnie, najpierw w formie tworzonych bajek, a w miarę mojego dorastania, jako wartości, które kryły w sobie życie i pracę na wsi.

Mieszkając i pracując w mieście, coraz częściej myślałam o przeprowadzce na wieś i życiu, któremu rytm narzuca natura.

Marzyłam snując plany na przyszłość, ale moje wyobrażenia o życiu na wsi były bardzo wyidealizowane, nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Kiedy spotkałam Piotra, zainteresowanego, tak jak ja, życiem z dala od miasta, obudził się, drzemiący we mnie od lat, atawizm. Teraz wszystko stało się takie proste! Pozostało tylko ustalić datę wyprowadzki z Warszawy…. Kolejne 2 lata zajęły mi przygotowania do tak radykalnej zmiany w moim życiu. Podczas długich rozmów, Piotr roztaczając przede mną swoją wizję życia na wsi, kładł duży nacisk na aspekt dotyczący ekologii i wartościowania zachowań związanych z ochroną środowiska. Było to dopełnieniem moich wyobrażeń. Chcąc jednak uniknąć iluzji o sielskości wiejskiego życia, przez kilka lat przygotowywałam się do tej radykalnej zmiany czytając fachową literaturę, ucząc się na kursach, jak budować z gliny, jak przetwarzać mleko, jak hodować kury i zwierzęta zagrodowe, jak uprawiać warzywa. Wiadomości te okazały się bardzo pomocne i stały się bazą w prowadzeniu naszego gospodarstwa. W 2008 roku rozpoczęliśmy rozbudowę starego siedliska z zamiarem stworzenia miejsca nie tylko dla nas, ale także dla ludzi, którzy chcieliby, jak my, zwolnić, dostosować swój biologiczny zegar do rytmu natury, docenić świeżą, nieprzetworzoną przemysłowo żywność przy jednoczesnym korzystaniu z wszelkich dobrodziejstw i możliwości, jakie daje życie na wsi. Czuję się tu szczęśliwa realizując swoje marzenia.

Barbara Kołodziejski

 

Piotr

Urodziłem się w Warszawie i tam spędziłem swoje dzieciństwo. Pierwszy mój kontakt z wsią, który żyje w mojej pamięci do dziś to były wakacje. Rodzice zawozili mnie i moje starsze rodzeństwo, pełniące rolę moich opiekunów, na ”letniaki”.

Była to leśniczówka, gdzie wynajmowali dla nas pokój na całe wakacje, a sami dojeżdżali w wolnych od pracy chwilach.

Tuż obok leśniczówki znajdowało się małe gospodarstwo rolne, na tyle małe, że gospodarze zmuszeni byli do pracy w mieście, a w gospodarstwie pomagały dzieci, także i w moim wieku.

Codziennie, wczesnym rankiem, biegałem do nich, żeby móc uczestniczyć w porannym obrządku. Czułem się tam, jak przysłowiowa ryba w wodzie i ochoczo uczestniczyłem we wszystkich pracach w obejściu. Zajmowaliśmy się ogródkiem warzywnym, przywoziliśmy w beczkach wodę z rzeki do podlewania, karmiliśmy kury, a podczas sianokosów, grabiliśmy siano , żeby potem zwieźć je wozem drabiniastym do stodoły. Czuliśmy się bardzo ważni i jednocześnie swobodni, bo praktycznie bez kontroli dorosłych. Starszyzna dziecięca przygotowywała posiłki, a wszystko smakowało wyśmienicie.

Pajda chleba z cukrem, kartofle ze skwarkami i zsiadłym mlekiem. Pewno wielu z Was ma podobne wspomnienia z wakacji na wsi. Dla mnie był to najwspanialszy czas mojego dzieciństwa, który bardzo głęboko zakorzenił się we mnie, ale na długie lata zapadł w letarg.

Przebudzenie przyszło wiele lat później, kiedy od dawna przebywałem na emigracji. Przyszło w momencie diametralnych zmian w moim życiu. W pierwszym okresie mieszkając i wychowując samotnie syna, zacząłem sobie zadawać pytanie, co tak naprawdę zaczęło się nowego, dokąd mnie prowadzi ta nowa droga. Odpowiedź przychodziła stopniowo. Gdy syn znalazł własną ścieżkę, mogłem otworzyć się bardziej na świat. Zamieszkałem w centrum Kolonii. Zacząłem tańczyć Tango, uczyłem się rzeźby, rysunku i malarstwa. Podróżowałem.

Zawsze interesowało mnie zagadnienie żywienia, co było częścią mojej pracy zawodowej. Często wyjeżdżałem w pobliskie Góry Eiffel do przyjaciół , żeby wspólnie wędrować, słuchać ciszy, patrzeć na płynący potok, biesiadować i uczyć się być tu i teraz.

Coraz cięższe były powroty do miasta. Chęć życia na wsi narastała we mnie tak szybko, że wkrótce zamieszkałem w małym, weekendowym domku w Eiffel. Początkowo miał służyć tylko okresowo, ale w praktyce, więcej czasu spędzałem w Eiffel niż w Kolonii. Teraz mogłem sam uprawiać warzywa, dbać o ogród kwiatowy, miałem więcej czasu na medytacje. W 2004 roku, przy okazji podróży do Polski, poznałem Basię. Podczas rozmowy okazało się, że mieliśmy sąsiedzkie dzieciństwo na Mokotowie, wspólnych towarzyszy zabaw, te same podwórka i trzepaki, wspólne zimowe szaleństwa na sankach w parku Morskie Oko i wspólnych kolegów szkolnych. Do tego doszły jeszcze opowieści Basi o jej siedlisku na mazurskiej wsi i jej atawistycznym postrzeganiu tego miejsca. Wobec takiej sytuacji nie mogłem się oprzeć zaproszeniu i w czerwcu wybrałem się na kilka dni do Zawad Oleckich. Tu odżyły moje wspomnienia z dziecięcych wakacji na wsi. W połączeniu z własną dotychczasową biografią i zaistnieniem w moim życiu Basi, poczułem że nadszedł czas na otwarcie nowego etapu dalszego życia. W ten oto sposób podjęliśmy wspólną decyzję: żyć i pracować na wsi! Basia, jako pierwsza zjechała na stałe do Zawad Oleckich w 2008 roku, a ja dołączyłem do niej w 2010 rozpoczynając tym nowy etap mojej drogi.

Piotr Kołodziejski